1. Kłamstwa

     - Czy ty w ogóle mnie słuchasz?
     Nie.
     - Jasne, że tak... - Wzdycham, patrząc na moją przyjaciółkę. - Po prostu miałam ciężki dzień.
     - Ostatnio ciągle tak mówisz Blair, a ja się o ciebie martwię i chcę wiedzieć co się dzieję. - Mówi, a jej opiekuńczy wzrok przeszywa mnie całą, przez co mam wyrzuty sumienia. Ale nie mogę powiedzieć jej co się dzieję. Nie chcę. Uzna mnie za psychopatkę i wyląduję w jakimś wariatkowie.
     Powinnaś być w wariatkowie.
     - Nie prawda. - Mamroczę pod nosem.
     - Co? - Blondynka marszczy czoło. - Co powiedziałaś?
     - Nic ważnego. - Macham lekceważąco ręką, chcąc, żeby jej pytania zniknęły. - Ale chcę cię zapewnić, że nic się nie dzieję, a nawet jeśli by się działo to wiedziałabyś o tym pierwsza.
     - Dziękuję. - Uśmiecha się szeroko i ciągnie mnie do uścisku. Owijam ramiona wokół jej drobnej tali, przełykając cicho ślinę.
     Kłamczucha.
     Chwilę, później odsuwam się od Chanel. Dziewczyna ciągle się uśmiecha, przez co odwracam wzrok, a moją uwagę przykuwa mała dziewczynka, którą jakiś chłopak uczy jeździć na wrotkach. Zapewne kiedyś bym się uśmiechnęła na takowy widok, ale dzisiaj jestem zupełnie inną osobą. On mnie niszczy, a ja nie mam pojęcia czy o tym wie.
     - O! Spójrz Blair, tam sprzedają slushy! Chodźmy, proszę. - Z zamyśleń wyrywa mnie pisk mojej przyjaciółki. W duchu przewracam oczami, ale patrzę w kierunku małej budki ze smakołykami.
     - Okay, niech będzie. - Mówię, idąc za radosną blondynką. - Wydajmy pieniądze na zamrożoną chemię.
     Chanel odwraca się moją stronę i zabija mnie mrożącym krew w żyłach wzrokiem. Przyrzekam, że kiedyś bym wybuchła śmiechem, ale dzisiaj próbuję się tylko uśmiechnąć co nie wychodzi mi zbyt dobrze, bo wzrok dziewczyny zmienia się ponownie w opiekuńczy.
     - Wszystko w porządku? - Pyta i staje w miejscu. - Twój uśmiech jest tak jakby wymuszony.
     - To przez to słońce, jest zbyt gorąco. - Kłamię. - Może przez slushy się trochę ochłodzę, chodźmy! - Dodaję i tym razem to ja ciągnę przyjaciółkę do budki.
     - Co za piękny, słonczny dzień! - Wita nas starszy mężczyzna w dziwnej czapeczce z logo „IceKing“. - Co życzą sobie dwie, cudowne, młode kobiety?
     - Jabłkowo-miętowe slushy. - Patrzę na Chanel, czekając na jej zamówienie.
     - Dla mnie to samo.
     - Już się robi. - Odpowiada mężczyzna i łapie za plastikowe naczynie, po czym włącza maszyne i wypełnia je zielonkawym, mrożonym napojem. Chwilę później podaje nam nasze zamówienia. - To będzie dziesięć dolarów.
     - Ja zapłacę, najwyżej potem mi oddasz. - Mówię, oddając na chwilę Chanel moje slushy i wyciągam z torebki portfel, po czym wręczam banknoty mężczyźnie. - Dziękuję.
     - To ja dziękuję. - Odpowiada. - Nie ma to ja spotkać dwie radosne i pełne życia młode kobiety! 
     Gdyby tylko wiedział.
     Ruszamy wolnym krokiem przed siebie.
     - Okay, więc co teraz robimy? - Pytam przyjaciółkę, zabierając od niej mój napój.
     - Nie wiem. - Wzrusza ramionami, siorbiąc przez słomkę slushy. - Może pójdziemy do ciebie? Mieszkasz sama, a u mnie jak zawsze dom jest pełen ludzi.
     Oglądałam z Chanel „Plotkarę“ przez całe dwie godziny, jedząc popcorn, plotkując i śmiejąc się. Już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Ten ktoś z mojej głowy zniknął, a ja znów mogę poczuć się jak dawniej.
     Idę do toalety, żeby załatwić swoją potrzebę, po czym udaję się do łazienki. Przeglądam się w lustrze, krzywiąc się lekko na widok swoich potarganych włosów i rozmazanego tuszu do rzęs.
     Dlaczego Chanel nic nie mówiła, że tak wyglądam?
     Nie zastanawiając się nad tym dłużej, chwytam gumkę i związuję włosy w niechlujnego koka. Ponownie przeglądam się w lustrze i jęczę niezadowolona.
     - Nie, proszę nie teraz. - Mówię cicho, kiedy moja głowa zaczyna boleć. - Nie teraz. Nie teraz. - Powtarzam w kółko.
     Ból nie ustępuje, a ja zamykam oczy, opierając dłonie na umywalce. Obraz w mojej głowie staje się coraz bardziej wyraźny. Ciemny pokój i dziewczyna, przywiązana do krzesła. Próbuje coś powiedzieć, krzyczeć, ale żaden dźwięk nie wydostaje się z jej ust. Widzę przerażenie w jej oczach, a kiedy obok niej pojawia się chłopak błagam, żeby to zniknęło, ale nie znika. Dalej nic się nie dzieje. Jak zawsze. Chłopak stoi plecami do mnie z kapturem na głowie, a jego ofiara rusza ustami, próbując krzyczeć, piszczeć i błagać.
     Nagle wyciąga on z kieszeni coś ostrego jak kawałek szkła. Bez problemu wbija to w ramię szatynki tak głęboko jak może, a ja wstrzymuję oddech. Bordowa krew spływa wzdłuż jej ręki, przez co łzy wydostają się z jej oczu. Potwór* bez skrupułów tnie dalej jej ciało od miejsca, w którym zaczął, aż do obojczyka. Szepcze coś do ucha dziewczynie, a ona zamyka oczy. Wyciąga z niej szkło i wbija je w kolejne miejsce na policzku, przeciągając aż do ust.
     Chcę krzyczeć, ale w moich ustach jest sucho. Chcę otworzyć oczy, ale nie mogę. Stoję w miejscu, pozwalając temu mną zawładnąć.
     Wzdrygam się, kiedy widzę, że twarz dziewczyny jest pocięta. Nie jest w stanie się poruszyć, bo ból ją paraliżuje. Chłopak wyrzuca w bok zakrwawiony kawałek szkła i wyciąga jakby znikąd siatkę foliową, która chwilę później znajduje się na głowie szatynki. Zaciska ją mocno wokół jej szyi, a ja przygryzam bardzo mocno dolną wargę. Obserwuję  ją jak próbuje złapać oddech, ale chłopak coraz zachłanniej zaciska ręce na jej szyi. Siatka w sekundę staje się czerwona od krwi, która znajduje się na twarzy dziewczyny. Potwór odpycha w dal krzesło swojej ofiary, przez co ciemność je pochłania i znika z mojego punktu widzenia. Moje oczy otwierają się same. Widzę w lustrze swoje trzęsące się ciało, więc owijam ręce wokół talii.
     - Już dobrze. - Mówię cicho sama do siebie. - Już zniknął.
     Odkręcam kurek zimnej wody, biorę ją w dłonie, po czym się pochylam i ochlapuję nią swoją twarz. Ponownie spoglądam na swoje odbicie. Wyciągam płatek kosmetyczny i wylewam na niego kilkanaście kropel toniku oczyszczającego.
     - Jestem chora. Muszę się leczyć. M-muszę. - Mamroczę, przemywając nim twarz, a następnie używam mleczka do demakijażu, aby zmyć rozmazany tusz.
     Słyszę swoją ulubioną piosenkę wydobywającą się z mojego telefonu. Pragnę zapomnieć o tym co działo się w mojej głowię, więc idę do swojej sypialni, nie troszcząc się o zgaszenie światła w łazience. Kiedy znajduję się w swoim pokoju, podnoszę telefon z komody. Odbieram połączenie, widząc kto dzwoni, po czym przykładam iPhone do ucha.
     - Myślałam, że już się nie doczekam. - Słyszę głos mojej przyjaciółki, po drugiej stronie.
     - Byłam w łazience. - Tłumaczę się, a mój głos jest cichy.
     - Coś się stało?
     - Wszystko okay.  Po co dzwonisz? - Tym razem mówię trochę pewniej.
     - Właśnie się dowiedziałam, że mój ojciec ma romans, ale jaja! - Śmiech Chanel od razu sprawia, że się rozchmurzam.
     - Czekaj, dlaczego się śmiejesz? Czy to nie jest powód do płaczu?
     - Oczywiście, że nie! Wiesz co to znaczy? - Pyta, ale nie daje mi szansy na odpowiedź. - Rozwód rodziców.
     - Dla mnie to nadal nie jest powód do śmiechu. - Stwierdzam i zmęczona staniem, siadam na łóżku, opierając plecy o ścianę.
     - Boże, Blair, ale ty jesteś głupia. -Śmieje się ponownie, a ja prycham. „I kto tu jest głupi“ Myślę, ale nie chcę przerywać wypowiedzi mojej przyjaciółki. - Teraz będę miała więcej swobody, rozumiesz? Rodzice będą zajęci sądami i takie tam, a ja będę mogła nareszcie robić to co chcę. Już widzę te nasze imprezowanie całą noc...
     Chanel mówi dalej, ale ja już jej nie słyszę, bo ból ponownie wypełnia moją głowę. Zamykam oczy i widzę przed sobą odwróconą sylwetkę chłopaka. Tym razem nie ma na sobie czarnego kaptura, a ja jestem w stanie zobaczyć jego włosy w kolorze ciemnego blondu. Siedzi w mojej głowie już dwa lata, ale jeszcze nigdy nie zdjął tego jebanego kaptura. Dlaczego teraz to zrobił? Otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że Chanel krzyczy coś wprost do mojego ucha.
     - Boże, Chanel. - Odrywam telefon od ucha. - Popieprzyło cię?
     - Czy ty w ogóle mnie słuchałaś?! Nie wierzę, że gadałam przez całe pięć minut, a ty nie słyszałaś ani słowa!
     - Słyszałam... Po prostu się zamyśliłam. Jezu Chryste! Przestań krzyczeć.
     - Dobra, przepraszam. Może zadzwonisz, kiedy będziesz chciała rozmawiać ze swoją najlepszą przyjaciółką. - Warczy, zakańczając połączenie, kiedy chcę coś powiedzieć.
     Zirytowana, odkładam telefon z głośnym hukiem na stolik nocny, po czym chowam twarz w dłonie. Mam tyle pytań do niego... Oraz do samej siebie, ale nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Może to trochę dziwne, ale chcę, żeby pojawił się jeszcze raz w mojej głowie. Właśnie teraz. Pojaw się. Zamykam oczy, mając nadzieję, że to pomoże lecz mylę się. To przecież moja wyobraźnia, mogę go sobie wyobrazić! To i tak nie działa. Nic nie działa. Chłopak się nie pojawia, a ja wzdycham.
     - Dlaczego siedzisz w mojej głowie? Kim jesteś? - Szepczę, prawie niesłyszalnie.
     Nagle obraz staje się czarny. W duchu modlę się, żeby mój potwór się wyłonił, ale jedyne co widzę to zamazane czerwone litery. Marszczę czoło, chcąc je przeczytać. Wszystko robi się coraz bardziej wyraźnie, a ja jestem w stanie zobaczyć napis wprost przede mną.
     P R Z E P R A S Z A M
     Czy to krew...?
Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

2 komentarze:

Pamiętajcie, że każdy komentarz to motywacja:)